"Ku wyspie nieznanej żeglujesz,
droga do domu zgubiona.
I morskim dnem spacerujesz -
śmierć cię już chwyta w ramiona."*
Quinn Mills przełknął ślinę. Przeczesał dłonią jasną czuprynę sięgającą lekko spiczastych uszu, przetarł zmęczone oczy koloru gorzkiej czekolady. Pomimo ciepła marcowego słońca czuł się jak sopel lodu. Przynajmniej wewnątrz, gdzie szargały nim niezliczone emocje. Ponownie przełknął ślinę, wbrew sobie kierując wzrok w stronę ekipy sprzątającej. Dawno nie widział takiego gówna, a nie jest to pierwszy raz gdy widzi trupa. Cholera, gdyby nie usłyszał relacji świadków, nawet nie domyśliłby się, że plamiąca sporą powierzchnię chodnika i ulicy papka to człowiek. Wziął kilka głębokich oddechów by odpędzić mdłości. Nie pomogło. Zamknął więc oczy, obiecując sobie, że już tam nie spojrzy, jeśli nikt nie zmusi go do tego siłą.
- Co myślisz? - wskazał głową na ekipę, jednak - zgodnie ze złożoną sobie przed chwilą obietnicą - nie patrzył w tamtą stronę. Zamiast tego utkwił wzrok w swoim partnerze, Simonie Davisie. Ten bez obrzydzenia wpatrywał się w miejsce zdarzenia. Wyglądał tak obojętnie jak tylko się dało. Jednak echo przeszłości na chwilę zmąciło maskę profesjonalizmu.
- Hej, stary, wszystko w porządku? - Położył rękę na ramieniu partnera. - Nie musisz na to patrzeć.
- W porządku. To nie jest Dyia.
Mills uważnie przyjrzał się partnerowi. Mógł sobie chrzanić do woli, on wiedział, co w tej chwili działo się z jego najlepszym przyjacielem. Jego żona popełniła samobójstwo ledwie trzy miesiące temu. Skoczyła z wieżowca. To, co tu zastali wyglądało dokładnie tak samo.
- Do cholery, nie powinieneś tego oglądać. Jest za wcześnie, ale ty oczywiście masz to w głęboko w tej swojej białej dupie.
Davis wodził wzrokiem od chodnika do dachu biurowca, ręką osłaniając oczy przed uciążliwym słońcem. Drugą dłonią potarł nasadę nosa. Po chwili opuścił ręce i obrócił się do swojego partnera.
- Wypadek.
- Co?
Wskazał kciukiem na teren otoczony wściekle żółtą taśmą.
- To. Wypadek.
- Tak myślisz? Mnie to wygląda na samobójstwo.
- Samobójcy nie lubią widowni, bracie. Kto przyjmuje zakłady?
- Wills.
Zakłady. Obstawianie wyników sprawy. Odrażający sposób na oderwanie się od wszechobecnej śmierci. Stara tradycja którą znali nieliczni. Jeden z niewielu sposobów na zachowanie w miarę dobrego zdrowia psychicznego.
- Stawiam pięć stów na wypadek. Ktoś przesłuchiwał nauczycielkę?
Quinn skinął krótko głową.
- Matthew. Kobieta mówi, że niczego nie zauważyła. Trzysta na samobójstwo
- Kim jest ofiara?
- Elisabeth Turczyk, lat dziewiętnaście - zająknął się lekko wypowiadając obcojęzyczne nazwisko. - Klasa maturalna. Ostatnie dwa lata spędziła za granicą, do Nowego wróciła kilka miesięcy temu. Naprawdę myślisz, że to był wypadek? I jakim cudem kobieta niczego nie zauważyła?
- Wypadek. Jestem tego pewny. Co do kobiety, to bez znaczenia. Dla niej nie jest ważne, czy był to wypadek czy samobójstwo. Równie dobrze ona też mogłaby być już martwa. Zresztą, może tak byłoby dla niej lepiej.
- Poinformować rodzinę?
- Nie, póki nie będziemy wiedzieć więcej. Zajmę się tym osobiście.
Wręczył partnerowi pieniądze na zakład, i niczym glina z kiepskiego serialu, nałożył ciemne okulary i odszedł.
- Wills! - krzyknął Mills, a gdy ten podszedł, wyciągnął w jego stronę pieniądze. - Pięć od Davisa i trzy ode mnie na wypadek. - Jego partner rzadko mylił się w zakładach.
Shea Knight zapięła rozporek dopasowanych biodrówek i spuściła wodę. Łokciem otworzyła drzwi kabiny i usiłując przecisnąć się przez chmarę nastolatków, ruszyła w stronę umywalek. Kiedy cała ta farsa z dniem wieżowców się skończy, musi wybrać się na zakupy. Matka kazała jej kupić sobie nowe ciuchy i kosmetyki, tak jak każda normalna nastolatka. Nie miał wyboru, musiałam to zrobić. Właśnie myślała o tym, że błyszczyk brzoskwiniowy zdecydowanie przeważa czekoladowy, kiedy poczuła przenikliwy chłód i gorąco zarazem. Zupełnie jakby po powrocie z mrozu wsadziła zlodowaciałą dłoń do gorącej wody, i przez kilka pierwszych sekund nie wiedziała, czy jest jej zimno czy ciepło. Była spokojna i wstrząśnięta jednocześnie, jakby dotarła do jakiejś wielkiej tajemnicy i już nie musiała się niczego obawiać, jednocześnie uświadamiając sobie, jak wielki sekret odkryła. Stanęła sparaliżowana, nie mając pojęcia co się dzieje. Po chwili uczucie minęło, a ona odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się, chcąc się upewnić, że nikt poza nią tego nie poczuł. Uczniowie i pracownicy biura zachowywali się jak gdyby nigdy nic. Gdzieś na granicy jej wzroku zamajaczyła Elisabeth, ta starsza dziewczyna, która miała europejskie korzenie. Wyglądała dziwnie - była niezwykle blada, a jej rozentuzjazmowana zwykle twarz była kompletnie pusta. Dziwna dziewczyna. Shea wzruszyła ramionami i szybko wyrzucając z pamięci dziwaczne zdarzenie, wznowiła marsz w stronę umywalek.
Sebastian Turczyk zamaszystym ruchem odłożył komórkę na kuchenny blat.
- Nic z tego. Wyłączony. Pewnie znowu gdzieś się szlaja.
Katherine zmarszczyła brwi, odrywając wzrok od bulgoczącego leniwie sosu.
- Michael! Wiesz, gdzie może być twoja siostra?
- Nie mam pojęcia - odparł nastolatek wsuwając głowę do kuchni. - Umówiliśmy się, że zjemy razem obiad, ale Eliss nie przyszła. Pewnie się gdzieś szlaja. - Nie czekając na ewentualną odpowiedź ze strony rodzicieli, odwrócił się i wrócił do pokoju.
- Cóż - uśmiechnął się Sebastian. - Więcej dla mnie - ułożył usta w szyderczym uśmieszku i z zadowoleniem zatarł ręce. Pochylił się lekko i zaczął skradać w kierunku żony.
- O nie, mój panie - pogroziła mu łyżką, którą ten sprytnie przechwycił i zaczął oblizywać. - Oddawaj to! Zachowujesz się gorzej niż Michael!
- Hej! Wypraszam sobie! - krzyknął chłopak wchodząc do pomieszczenia i zamaczając palec w sosie. - Mmmm. Za mało chrzanu, mamo.
- Wynocha! Obaj! Ale już! - Krzycząc, wypchnęła obu przedstawicieli płci męskiej z kuchni.
- Masz to? - spytał Michael ojca, gdy matka wróciła do kuchni.
Sebastian Turczyk uśmiechnął się szeroko, wyciągając przed siebie puszkę czekoladowych ciastek.
- Zostawmy kilka dla Eliss, inaczej nas pozabija. - Chłopak zabrał ojcu puszkę, wszedł do pokoju siostry i wrzucił kilka ciastek do ukrytego specjalnie na te okazje pudełka, a resztę przekazał ojcu.
Po chwili zastanowienia wyjął jedno z należących do siostry i wsadził sobie do ust. Ciastka roboty ich mamy są warte każdej kary.
* Maggie Stiefvater, "Niepokój"
----------------------------------------------------
Oto jest! Chapter numer trzy.
Jeśli czytasz to, co piszę, daj o tym znać w komentarzu. Nie musisz się rozpisywać, po prostu mnie o tym poinformuj. Byłabym naprawdę wdzięczna.
Następny chapter pojawi się zapewne za jakieś trzy tygodnie.
Prace nad powstaniem bloga uzupełniającego trwają, ruszy zapewne w czasie przerwy świątecznej, gdy (jeśli) będę miała nieco większą liczbę czytelników ;)
Tymczasem pozdrawiam cieplutko ^^
Ps. Pojawiło się pytanie o inspirację. Cóż, pisać tą historię zaczęłam na... wykładzie z filozofii. Ale nie, nie chodziło o żadne przemyślenia dot. sensu egzystencji. Po prostu cholernie się nudziłam. A piszę głównie słuchając Huntera, czyli zdecydowanie najlepszego polskiego zespołu <3
Super ;D Znalazłam Twojego bloga i jestem zachwycona ;> Czekam na kolejny :3 Pisz szybko :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://powrotdoprzeslosci.blogspot.com/
Super! Z niecierpliwością czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://kalissa-czarodziejka.blogspot.com/
http://tajemnice-ciszy.blogspot.com/
Jeej! 3x tak, dziękujemy przechodzisz dalej! <3 Ech. Nie wiem co napisać. Brak słów. Podobał mi się wątek z zakładami, taki prawdziwy, "ludzki". Nie przesadzony. Och, czytając teraz o rodzinie Elizabeth, już wyobrażam sobie co się będzie działo, kiedy dowiedzą się o jej śmierci... Może Michael stanie się trudnym dzieckiem? Mamę Eliss dopadnie głęboka depresja, a jej ojciec pogrąży się w pracy, żeby nie myśleć o smutku? Uwielbiam takie spekulacje! Pozostawiasz wiele miejsca na domysły, to na +. Trochę za krótko, jak zwykle, ale to chyba taki urok tego opowiadania. :< No i daję znać, czytam i nie zamierzam przestać! Chyba, że Ty przestaniesz pisać... No, ale jak to zrobisz to Cię znajdę i zrobię Ci coś plastikową łyżeczką. xDD To pytanie o inspiracje chyba było ode mnie (nie pamiętam), ale jeśli tak to jestem usatysfakcjonowana odpowiedzą. :>
OdpowiedzUsuńŚciskam gorąco. <3
Świetnie, że zdecydowałaś się też pisać w trzeciej osobie. Polubiłam Elisabeth, ale miło jest też poczytać o tym, co dzieje się z innymi ludźmi ;) mega wciągnęłam się w twoje opowiadanie i nie cierpię cię za to, bo teraz znowu będę musiała czekać na kolejny rozdział i nie wiem czy wytrzymam... Nienawidzę czekać :/ Mam nadzieję, że następne części będą nieco dłuższe, bo te zdecydowanie za szybko się czyta. No cóż, weny życzę i pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czyta się go z lekkością i chyba o to tu chodzi :D Podobają mi się relacje rodziny Elisabeth, są tacy zżyci ze sobą, a to się nie często zdarza (ja z moją siostrą co chwila skaczemy sobie do gardeł :P)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego chapteru;)
Pozdrawiam,
Luxia
No ba, że Hunter to najlepszy zespół \m/ Tak czy siak... "Nie miał wyboru, musiałam to zrobić" - nie kumam tego zdania :D A tak poza tym to odcinek bardzo dziwny. Wybacz, że nie komentowałam odcinka tak długo, ale jakoś tak czasu brakowało. Tak czy siak, o ile pamiętam, w poprzednim odcinku rodzina już wiedziała o jej śmierci, czyyyyyli cofnęłaś się w czasie, a raczej w akcji, tak? Mam nadzieję, że czegoś nie pomyliłam. A, bo zapomnę: taaaaak, ja czytam! I komentuję xD Ok, wracając. Jak już wspominałam, bardzo dziwny ten odcinek: dużo nowych postaci i dziwnych zdarzeń. Ale po kolei. Hm, Davis ma czuja, nie ma co. Oczywiście ma rację, że to wypadek (o ile tak twierdził właśnie Davis, a nie Quinn, bo trochę mi się myliło - przy dialogach nie uwzględniasz, kto wypowiada daną kwestię i na dłuższą metę wprowadza to zamęt), choć rzeczywiście wszystko wskazywałoby na samobójstwo. Heh, zakłady w sprawie spraw (ale to zabrzmiało) - genialne!! :D Dalej ta cała Shea. Nie kumam, kto to taki, co poczuła, dlaczego akurat to i dlaczego akurat ona. Ale zapewne się dowiem c: No i ta rodzina... teraz taka szczęśliwa, bo jeszcze nieświadoma prawdy. Taaaa, czasami nieświadomość jest znacznie lepsza od szczerej prawdy... Biedni :(
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D
Tak, odcinek może wydać się nieco dziwny, i radzę się do tego przyzwyczaić ;D Takie "powroty do przeszłości" będą się zdarzały dosyć często - bądź co bądź, po śmierci czas nie ma zbyt wielkiego znaczenia, a i zdarzenia z przeszłości będą miały znaczenie w przyszłości (cholera, nie pomyślałabym, że tak proste wyjaśnienie można tak bardzo skomplikować xD)
UsuńCo do tego zdania, którego nie rozumiesz, wszystko wyjaśni się w przyszłości. Bądź co bądź, gdy wcześniej było o niej wspomniane, nasza kochana Eliss nie wyrażała się o niej zbyt pochlebnie (o ile ktoś poza mną o tym pamięta...). Kto wie, może Shea w rzeczywistości nie jest taką pustą lalunią? :P Wszystko wkrótce się wyjaśni ^^
Przeczytałam wszystko z prędkością światła :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, powodzenia na sesji :D Ja chcę już nowy rozdział! :D
Koalka :3