niedziela, 4 maja 2014

Chapter 6

"Carry on my wayward son
There'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Don't you cry no more!"
*


        Sekundy zmieniają się w minuty, te zaś w godziny. Zanim się zorientujemy, godziny stają się całymi dniami, tygodniami, latami. Nie zauważamy, kiedy czas ucieka nam przez palce, a wraz z nim życie. Po śmierci takie rzeczy przestają mieć znaczenie, niemniej i wtedy zdarza nam się zwrócić na to uwagę. W jednej chwili umierasz, w następnej okazuje się, że jesteś martwy od niemal tygodnia. Ty wracasz z Europy, do której możesz przenieść się w kilka sekund, a twoja rodzina w tym samym czasie dowiaduje się, że nie żyjesz. Ze słonecznych plaż trafiłam wprost w morze czerni, w którym odbywały się narady dotyczące mojego pogrzebu.
        Nie mogłam znieść widoku łez matki, wilgotnych oczu ojca i kompletnie wyzutego z emocji Michaela. Udałam się więc do szkoły. Kto by pomyślał, że potraktuję to jako sposób ucieczki?
        Sunęłam pustymi korytarzami, dokładnie wiedząc, dokąd się udaję. Do pewnego zakątku piwnic, którego nie odwiedza nawet woźny. To właśnie tam, na końcu cuchnącego stęchlizną i woskiem korytarza zwanego Aleją Sław znajdowało się coś, czego nie miało prawdopodobnie żadne inne liceum: Ściana Sław, czyli oprawione w ramki zdjęcia wszystkich uczniów zmarłych na terenie szkoły - a w szczególnych przypadkach - poza nim. 
        Śmiem twierdzić, że i moja fotografia się tam znajduje.
        Usłyszałam ich jeszcze przed dotarciem. Głosy. Kilkanaście głosów śpiewających cicho Stairway to Heaven. 
        No błagam, serio? Ludzie, bez przesady.
        Skręcając za róg i wchodząc do Alei Sław znalazłam się w świecie czerni. Nieznani mi chłopcy i dziewczęta klęczeli przed wiszącą na ścianie moją uśmiechniętą twarzą, pod którą na wyciągniętym z magazynu stoliku ustawiono kwiaty, znicze i świece. Jeszcze kilka pentagramów i zmiana repertuaru, a mogłaby to być czarna msza. 
        Jednak to nie ta szopka spowodowała mój niepokój. Takie akcje były stałym elementem szkolnego życia od dziesięcioleci. Tym, co naprawdę mnie zdziwiło, byli zmarli. 
        Stali w kilkuosobowych grupkach i wpatrywali się w znajdujące się u ich stóp zbiegowisko. Niektórzy z pogardą, inni z zaciekawieniem, jeszcze inni z wystudiowaną obojętnością. Kilka osób nuciło cicho wraz z żyjącymi. Kiedy się zbliżyłam, jak jeden mąż zwrócili się w moją stronę. Naprzód zbiegowiska wyszła czirliderka w stroju sprzed kilku lat, z pilnikiem w jednej z wypielęgnowanych drobnych dłoni. Sarah Evans, zmarła cztery lata temu w czasie meczu, kiedy jakiś psychol z bronią wpadł na boisko. Przez chwilę strzelał ślepo w tłum, potem strzelił sobie w łeb.
        Twarz dziewczyny byłaby dokładnie taka jak na zdjęciu, gdyby jej pięknego uśmiechu nie zastąpił sztuczny grymas. 
        - Cześć, Elisabeth. Jestem Sarah, ale to już z pewnością wiesz. W końcu, o ile dobrze pamiętam, to ty przerwałaś ceremonię na moją cześć wpadając w tych swoich buciorach z garścią zebranych po drodze chwastów, wykrzykując na całe gardło "Oto nadszedł Chwarny Dźień!"** Wszystkim nam bardzo miło jest poznać nową gwiazdę. Z przykrością muszę stwierdzić, że strąciłaś mnie z tronu, na którym znajdowałam się przez całe cztery lata, siedem miesięcy i piętnaście...
        - Jezu, laska, weź na wstrzymanie. Dlaczego nikt jej jeszcze nie wyjaśnił, że nie jest pępkiem świata? - Wypowiadając ostatnie słowa skierowałam twarz ku górze.
        Ktoś z tyłu grupy parsknął śmiechem, któremu zawtórował następny. Po chwili śmiali się już wszyscy zmarli poza Sarah, na twarzy której malowała się rosnąca wściekłość. Rzuciła pilnik na podłogę i uderzyła mnie w twarz.
        Cóż, nie tego się spodziewałam.
        Pomijając cichy śpiew żywych (pieśni kościelne, rany!), panowała, o ironio, grobowa cisza. Sarah pstryknęła palcami a chudy dziesięciolatek, Trevor Jay podniósł jej pilniczek. Wszyscy czekali na mój ruch.
        Na twarz wpłynął mi ironiczny uśmiech. 
        - Dobrze, że jesteś martwa, bo jeszcze mogłabyś złamać paznokieć. A to byłaby dopiero tragedia! Obawiam się niestety, że ci tam - wskazałam na klęczący tłum - raczej nie odprawiliby mszy na jego cześć. 
        Ktoś z tyłu znowu się roześmiał. Tym razem spostrzegłam, że była to dziewczyna z grupy metalowców.
        - I Sarah... Dobrze ci radzę, nie rób tego nigdy więcej.
        - Bo co mi niby zrobisz? 
        Powoli podniosłam rękę i poklepałam ją po policzku. Wstrząśnięta, nawet nie drgnęła.
        - Kochanie, kiedy ty wykitoałaś, byłaś w tenisówkach. Tera bardzo cię proszę, spójrz w czym ja miałam szczęście zejść.
        Przeniosła wzrok na moje lśniące czarne glany. Jej usta otworzyły się szeroko, zamrugała kilka razy i zniknęła, przenosząc się zapewne do swojego małego nieba.
        Trevor podbiegł do mnie.
        - Byłaś świetna! Ale jej dogadałaś! Hej, to prawda, że się zabiłaś? - spoglądał na mnie ciekawskimi niebieskimi oczami skrytymi zza szkieł okrągłych okularów o czerwonych oprawkach.
        - Trevor! Zamknij że się choć raz, błagam - mruknął podobny do malca chłopak, starszy o jakieś cztery lata. - Sorry, nie zdążył nauczyć się, że niektórych pytań po prostu się nie zadaje.
        - Spoko. I nie Trevor, nie zabiłam się. Ja... cóż, zginęłam przez przypadek.
        - Serio? - Oczy starszego brata  - Jasona, otworzyły się szeroko. - Jak można przez przypadek spaść z wieżowca? 
        - Jak widać, można. Ale jeśli wam opowiem, i tak nie uwierzycie.
        - Sprawdź nas. - Słowa pochodziły od chłopaka odzianego od stóp do głów w skóry. Uśmiechał się przyjaźnie. 
        Mogłabym się założyć, że za życia nigdy się tak publicznie nie uśmiechał. Najwyraźniej śmierć zmienia wszystkich, w taki czy inny sposób.
        Odwzajemniłam uśmiech wkraczając pomiędzy nowych znajomych. Wspólnie przeszliśmy przez ścianę, kierując się do znajdującego się za nią pomieszczenia, które okazało się być dwoma siłowniami ze zburzoną oddzielającą je ścianą. Usiedliśmy na starym sprzęcie.
        - No więc, to stało się na szkolnej wycieczce. Zwiedziliśmy budynek, a potem poszliśmy na dach zobaczyć lądowisko dla helikopterów. Siedziałam na krawędzi, obserwując młode jastrzębie. Jeden wypadł z gniazda, więc pochyliłam się żeby złapać go zanim spadnie. Ktoś odpalił maszynę. Zachwiałam się, przeleciałam prze krawędź. I zanim spytacie, nie, ptaka nie udało mi się uratować. 
        Wpatrywali się we mnie przez długą chwilę. Czekałam na śmiech. Po kilku minutach nadal panowała cisza, po której wreszcie doczekałam się reakcji.
        - Jak to jest spadać z tak wysoka? - spytał Trevor. Kilka osób mruknęło, aprobując jego pytanie.
        Spojrzałam na każdego z nich po kolei. Było tu dziewiętnaście osób, razem ze mną dwadzieścia. Zza ściany słychać było ciche śpiewy, szlochy i modlitwy. 
        Dwa zupełnie różne światy, oddzielone jedynie ścianą. Ciekawe, do którego w tej chwili przynależałam bardziej?


* Kansas "Carry on my wayward son". Pozdrowienia dla wszystkich fanów Supernatural!
** Chwarny dzień wystąpił, rzecz jasna, w "Alicji w Krainie Czarów"
---------------------------------------------------------------------------------------
Tak więc, obejrzałam wszystkie dostępne w internecie odcinki i czekam na więcej. Zamiast uczyć się do sesji, zaczęłam oglądać następny serial. 
PRZEPRASZAM ZA ZANIEDBANIE BLOGA, ostatnio sporo się działo. Niedługo sesja, więc znowu zacznie się zarywanie nocek i nauka do egzaminów. A co tam u Was?  ;)

12 komentarzy:

  1. Rany, dzisiaj jak zobaczyłam,że tak dawno coś dodałaś, to niemal się załamałam. A tu taka niespodzianka :) Jak wszystkie poprzednie części, było świetnie. Bohaterka ma charakterek i to w niej lubię. Nie mogę się doczekać dalszych części, pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękować ;)
      Lubię zadowalać czytelników, a dopiero czytając Twój komentarz zorientowałam się jak dawno coś dodawałam. Nie pozostało mi wiec nic innego jak siąść i wziąć się do roboty! ;)
      Pozdrawiam cieplutko i do następnego, który pojawi się już wkrótce ;)

      Usuń
  2. Szablon piękny, ja bym zostawiła :)
    Dziękuję za to, że napisałaś taki ładny rozdział :))))))
    No więc czekam na następne posty i zapraszam do mnie, już czwarty rozdział! XD
    Rishowata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję, że piszesz takie miłe rzeczy :D
      Szablon owszem, jest ładny, ale nie do końca pasuje do tego bloga. Wybierając go, uznałam to dzieło (bo oczywiście jest piękny) za najmniejsze zło. Znalazłam kilka szablonów, które ewentualnie by się nadały, ale jakoś nie mogę się zdecydować...
      No nic, pozdrawiam! ^^

      Usuń
  3. Haha ;D Jeśli umrę to tylko w glanach. Jak widać nawet po śmierci się przydają :p Też chce mieć odśpiewany " Stairway to Heaven" na pogrzebie xD Gratuluję wyobraźni i życzę więcej pomysłów. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłam się oprzeć, musiałam uśmiercić główną bohaterkę w tymże zacnym obuwiu. Glany dobre na każdą okazję!
      Co do piosenki, chyba wolałabym, żeby odśpiewano mi Highway to Hell, jak to robił nasz wspaniały patolog w poprzednim rozdziale.
      Dziękuję serdecznie, wyobraźnię zawdzięczam głównie nadmiernym ilością cukru :D No i temu, że jestem po prostu poryta :D
      Również pozdrawiam i jeszcze raz dziękuje ;)

      Usuń
  4. Ach, nawet nie wiesz jak się ucieszyłam jak zobaczyłam kolejny rozdział. Wszystkie poprostu uwielbiam. Nadałaś Elisabeth prawdziwą osobowość i bardzo ją polubiłam. Wyczekuję następnych rozdziałów ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się cieszę, widząc przybywające komentarze, szczególnie od tych, którzy już tu byli. Świadomość, że ludzie są tu pomimo kompletnego braku regularności w dodawaniu rozdziałów jest świetna.
      Pomysł na następny rozdział już się tworzy - przecież Eliss nie zdążyła powiedzieć, jak to jest spadać zw wieżowca! :D

      Usuń
  5. Świetny rozdział!!! Ta Elisabeth ma charakterek i za to ją uwielbiam. Rozdział miejscami śmieszny, miejscami smutny, zupełnie tak jak lubię. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się nadać Elisabeth jak najprawdziwszy charakter. Niestety, nie zawsze będzie się to udawało - ale hej, kto może wiedzieć jaki może być martwy człowiek? :D
      Też lubię takie połączenie - trochę smutku, trochę radości. Gdyby było ciągle smutno, nikt nie chciałby tego czytać. Z kolei, gdyby było tylko wesoło, byłoby to po prostu płytkie :P
      Również pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa! ;)

      Usuń
  6. Przyznam się, że do czytania zachęcił mnie tekst z piosenki. Uwielbiam Supernatural! :) Tak więc skoro posłużyłaś się tą piosenką to musiałam przeczytać. :D Naprawdę ciekawie piszesz. Zachęciłaś mnie, więc w wolnym czasie będę musiała cofnąć się i przeczytać od początku aby dobrze zrozumieć historię.
    Póki co życzę wytrwałości i dużo weny twórczej! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz, że tak późno komentuję, ale musiałam przeoczyć ten post. Nadal tu jestem i czytam! c:
    Po pierwsze to co rzuciło mi się w oczy najbardziej, to drobne literówki. Ale co tam, kto ich nie popełnia. xx
    Bardzo podziwiam Cię za takie intrygujące pomysły, Ty to masz dopiero wyobraźnię. Jedyną rzeczą, która jest lepsza od Twoich pomysłów, to tekst. Borze zielony, te dialogi są wspaniałe. Niby ciężko napisać coś zabawnego o zmarłych... a Ty temu podołałaś. Ech, nie mam jakoś weny na pisanie dłuuuugich komentarzy, więc wybacz, ale na tym skończę i podsumuję to tylko jednym słowem: genialnezajebistefascynującecudowneinigdynieprzestawajpisaćbojaknietocięznajdę. c: ♥

    OdpowiedzUsuń