"Oto mam moje Małe
Niebo
Oto mam moje Małe Piekło
Oto mam moją Własną Ziemię
Dlaczego spadam?"*
Oto mam moje Małe Piekło
Oto mam moją Własną Ziemię
Dlaczego spadam?"*
- Może trochę flaczków? - Everild wyciągnął przed siebie dwulitrowy słój przewiązany wściekle różową kokardą, pełen czerwonej, bliżej niezidentyfikowanej substancji.
Widząc pełen obrzydzenia wyraz twarzy detektywa, uśmiechnął się szeroko.
- Nie ładnie się tak krzywić w obecności damy. Jestem pewien, że panna Elisabeth to słodka dziewczyna. - Z czułością pogładził wieczko słoika, po czym delikatnie odstawił go na blat. Wyrównał kokardkę i odwrócił się do swego żywego gościa.
- Znalazłeś coś wartego uwagi, szurnięty turpisto?
- Zależy, co według ciebie jest warte uwagi.
- Alkohol? Narkotyki? Jakieś choroby?
- Dopiero wróciłem z miasta, jeszcze nie zacząłem badać resztek, z których - jak pewnie zauważyłeś - mam ze sobą tylko część. Och, przepraszam skarbie, czasem zimny ze mnie drań. Ciała, nie zacząłem badać ciała. - Ponownie pogładził słoik.
- Kiedy mniej więcej będziesz coś miał?
- Nie powiedziałem, że NIC nie mam.
Detektyw uniósł brwi w niemym pytaniu.
- Wygląda na to, że nasza droga pani albo lubiła czuć się bezpiecznie, albo słuchała dobrej muzyki.
- Skąd ten wniosek?
Uśmiechając się niczym dziecko, które właśnie otrzymało niespodziewany prezent, uniósł w górę plastikową torbę zawierającą pokiereszowanego glana, który jakimś cudem wciąż trzymał się w jednym kawałku.
- Prescot, to dowód w sprawie. O ile mi wiadomo, ty badasz zimnych, a nie całą resztę, do cholery! Chyba, że zmieniasz profesję?
- No coś ty! Nie zostawię moich przyjaciół tylko dlatego, że są nieco oziębli. To cudeńko jest mi potrzebne w zupełnie innym celu.
- Proszę, nie mów mi, że wznowiłeś pracę nad swoją Super Kolekcją.
Everild ostrożnie przycisnął do siebie plastikowy worek.
- A owszem, wznowiłem swoją Super Kolekcję.
- Kiedy wpadłeś na ten cudowny pomysł?
- Kiedy zobaczyłem to cacuszko. - Znowu pomachał zawiniątkiem.
- Prescot, to dowód w sprawie. O ile mi wiadomo, ty badasz zimnych, a nie całą resztę, do cholery! Chyba, że zmieniasz profesję?
- No coś ty! Nie zostawię moich przyjaciół tylko dlatego, że są nieco oziębli. To cudeńko jest mi potrzebne w zupełnie innym celu.
- Proszę, nie mów mi, że wznowiłeś pracę nad swoją Super Kolekcją.
Everild ostrożnie przycisnął do siebie plastikowy worek.
- A owszem, wznowiłem swoją Super Kolekcję.
- Kiedy wpadłeś na ten cudowny pomysł?
- Kiedy zobaczyłem to cacuszko. - Znowu pomachał zawiniątkiem.
Everild Prescot założył lateksowe rękawiczki i ostrożnie wyjął z torby pokiereszowanego glana. Ustawił go na przygotowanej wcześniej półce znajdującej się na wysokości jego twarzy. Stanął obok, wskazał na but kciukiem i uśmiechnął się szeroko. Drugą dłonią zrobił zdjęcie. Potem jeszcze kilka w innych pozycjach. Po kilku minutach odłożył dowód na swoje miejsce i zabrał się do pracy.
Włączył muzykę i podszedł do stojącego na blacie słoja. Nucąc pod nosem przygotował narzędzia. Z przyzwyczajenia chwycił za skalpel. Przez chwilę przenosił wzrok z narzędzia na słoik i z powrotem. Zachichotał, odkładając nieprzydatny przedmiot.
Włączył muzykę i podszedł do stojącego na blacie słoja. Nucąc pod nosem przygotował narzędzia. Z przyzwyczajenia chwycił za skalpel. Przez chwilę przenosił wzrok z narzędzia na słoik i z powrotem. Zachichotał, odkładając nieprzydatny przedmiot.
- To chyba nie będzie nam potrzebne, mam rację, panienko?
Jedyną odpowiedzią był głos wokalisty wykrzykujący wściekle "Master!".
- Cóż, taka odpowiedź też może być. Co ty na to, byśmy zobaczyli, jak bogate masz wnętrze, Elisabeth Turczyk?
Nie miał zbyt wiele do powiedzenia detektywowi Millsowi. Elisabeth była czysta jak łza - w przenośni, rzecz jasna. Nie paliła, nie piła, nie brała. Idealna młoda dziewczyna. Zastanawiał się, jaki wpływ na niego wywrze. Był pewien, że odciśnie na nim znaczący ślad. Szkoda, że musiała zginąć tak młodo.
- Jak odeszłaś, Elisabeth? Nie zrobiłaś sobie tego sama, prawda?
Z głośników popłynęły pierwsze nuty "Fade to black", postanowił jednak potraktować to jako przypadek.
Siedziałam na stalowym blacie, machając w powietrzu nogami. Kaspian, nie do końca pewien swych odczuć, stał obok mnie, i wspólnie obserwowaliśmy pracę patologa. We dwójkę - ja i Everild śpiewaliśmy te same piosenki. Jeden żywy i jedna martwa.
Polubiłam Everilda, choć ten oczywiście nie będzie miał okazji się o tym dowiedzieć, przynajmniej w najbliższym czasie. Zwariowany koleś od trupów. Tak, zdecydowanie go polubiłam.
Piosenka zmieniła się. Wykrzykiwałam refren Highway to Hell, kiwając głową i oglądając, jak patolog obchodzi się z moimi pozostałościami. Przy każdym moim krzyku Kaspian krzywił się z niesmakiem. W pewnym momencie patolog uniósł głowę, przestał się wydzierać i niespokojnie rozejrzał po otoczeniu.
- Cholera - mruknął Kaspian. - Wyczuł coś. Mogłabyś się tak nie wydzierać?
- Wyczuł? Czyli że jakiś martwy go dotknął?
- Nie, cholera, naznaczyła go Wróżka Zębuszka. Jasne, że dotknął go martwy.
Trzepnęłam go w ramię. Everild wrócił do śpiewania, przyznając wcześniej, że cieszy się, że postanowiłam go odwiedzić. I że żałuje, że nie może mnie zobaczyć.
- Nie musisz zachowywać się jak palant. Nie żyję od kilku godzin, a ty oczekujesz, że będę wszystko rozumiała. Przystopuj, kowboju.
Nie odpowiedział. Zamiast tego nadal stał sztywno niczym naburmuszony dzieciak. Zauważyłam jednak, że ledwie zauważalnie kiwa głową w rytm muzyki. Uznałam to za dobry znak. Co nie oznacza oczywiście, że zacznę go lubić. Nie ma szans. Jest moim przewodnikiem. To chyba oznacza, że powinien być miły, prawda? Cóż, to tyle jeśli chodzi o teorię. W praktyce wygląda to następująco: ledwo umarłam, nie zdążyłam nawet zorientować się w sytuacji, a jakiś nabzdyczony palant zaczyna na mnie wrzeszczeć. I ma czelność mówić mi, że złamałam jakieś najświętsze truposzowe prawo, o istnieniu którego nawet nie wiedziałam! Ok, to nie do końca tak, że nie wiedziałam.
"Odchodząc, nie dotykaj niczego, co żyje". O istnieniu tej zasady
zdajemy sobie sprawę dokładnie trzy sekundy po śmieci - nie pytajcie
dlaczego akurat tyle, bo sama tego nie wiem. Gdy już zdasz sobie sprawę z
istnienia owego prawa, natychmiast szukasz innej drogi ucieczki - to
działanie zupełnie instynktowne. Przelatujemy więc przez ściany,
krzesła, fotele i inne tego typu rzeczy. Zdarzyło się wam kiedyś, że
zupełnie nagle usłyszeliście skrzypnięcie z okolicy domu, w której nikt
się teoretycznie nie kręcił? Cóż, teraz już wiecie, że w rzeczywistości
była to dusza szukająca innej drogi odejścia. Tak czy siak, nie należy tykać życia. Ale hej, zawsze byłam spontaniczna!
Kaspian odwrócił głowę w moją stronę, miał mord w oczach. Nie wiedziałam, czy znowu coś sknociłam, bo w ciągu tych kilku godzin jego wzrok ledwie przez kilka chwil wyglądał inaczej - kiedy akurat nie patrzył na mnie.
- Ruszaj to swoje szlachetne siedzenie, laleczko. Czas ruszać dalej.
- Dalej? Czyli gdzie?
- Jest tylko jeden sposób by się o tym przekonać.
Wyciągnął w moją stronę dłoń. Gdy nie zareagowałam, westchnął ciężko i chwycił mnie za ramię, nieco zbyt mocno jak na mój gust. Wszystko zaczęło wirować.
- Dalej? Czyli gdzie?
- Jest tylko jeden sposób by się o tym przekonać.
Wyciągnął w moją stronę dłoń. Gdy nie zareagowałam, westchnął ciężko i chwycił mnie za ramię, nieco zbyt mocno jak na mój gust. Wszystko zaczęło wirować.
* Hunter - "Pomiędzy Niebem a Piekłem"
--------------------------------------------------------------------------
W tej historii wydarzenia nie będą uporządkowane chronologicznie!Dlaczego? Cóż, taki kaprys, ot co. Trzeba jakoś urozmaicić tą historię, no nie? :D
A tak na serio, to nieco ciężko wyjaśnić mi, dlaczego tak właśnie jest. Wyobraźcie sobie, że Elisabeth jest najprawdziwszą w świecie istotą. Zmarła jakiś czas temu, a teraz nadszedł czas na poukładanie sobie wszystkiego, by móc ruszyć dalej. Czy coś w tym stylu. Mam nadzieję, że jest to nieco jaśniejsze ;)
Cieszę się, że pomimo długości (czy może raczej krótkości) rozdziałów i sporych przerw pomiędzy nimi, mam choć kilku czytelników. Wciąż poszukuję nowych, ale wiecie jak to jest. Kiedy wstaje się przez cały tydzień przed świtem, a wraca w okolicach godziny 17, nie ma już na to zbyt wiele siły. Ale to nic, może z czasem ktoś tu jeszcze przybędzie. Módlmy się za to! (xD)
Tymczasem, póki mam chwilę wolnego, prezentuję Wam najnowszy chapter i wracam oglądać serial <3
W najbliższym czasie nadrobię wszystkie zaległości na Waszych blogach (nie kochani, nie zapomniałam o tym) ;)
W tej historii wydarzenia nie będą uporządkowane chronologicznie!Dlaczego? Cóż, taki kaprys, ot co. Trzeba jakoś urozmaicić tą historię, no nie? :D
A tak na serio, to nieco ciężko wyjaśnić mi, dlaczego tak właśnie jest. Wyobraźcie sobie, że Elisabeth jest najprawdziwszą w świecie istotą. Zmarła jakiś czas temu, a teraz nadszedł czas na poukładanie sobie wszystkiego, by móc ruszyć dalej. Czy coś w tym stylu. Mam nadzieję, że jest to nieco jaśniejsze ;)
Cieszę się, że pomimo długości (czy może raczej krótkości) rozdziałów i sporych przerw pomiędzy nimi, mam choć kilku czytelników. Wciąż poszukuję nowych, ale wiecie jak to jest. Kiedy wstaje się przez cały tydzień przed świtem, a wraca w okolicach godziny 17, nie ma już na to zbyt wiele siły. Ale to nic, może z czasem ktoś tu jeszcze przybędzie. Módlmy się za to! (xD)
Tymczasem, póki mam chwilę wolnego, prezentuję Wam najnowszy chapter i wracam oglądać serial <3
W najbliższym czasie nadrobię wszystkie zaległości na Waszych blogach (nie kochani, nie zapomniałam o tym) ;)
Właśnie zdobyłaś nowego czytelnika :P Świetny rozdział, od pierwszego zdania buźka mi się cieszyła xD. Co do nie chronologiczności rozdziałów uważam, że to robi niezwykłym tego bloga i tylko "wybrani" mogą to zrozumieć (bez urazy tym nie wybranym ;D)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zgadzam się z Marzycielką :D Tylko wybrani ogarną :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, a o długość się nie martw, ja robię krótsze :c
Weny!
Koalka
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA JAAAAAAAAAAAAAAAAKIIII PIĘKNYYYYYYYY TEEEEEEEKST!!!!!!!! Mam oczywiście na myśli tekst na początku: Hunter, Pomiędzy niebem a piekłem :3
OdpowiedzUsuń"No coś ty! Nie zostawię moich przyjaciół tylko dlatego, że są nieco oziębli." - hahahhhaahhahaha, stary, kocham cię! :D
"Kiedy zobaczyłem co cacuszko" - 'to'? ;)
Fade to black, mmmmmm :3
Yyyy, ostatnie zdanie opowiadania nie powinno się zakończyć kropką?;>
A teraz odcinek. O tak, ja też pokochałam tego doktorka :D Jest taki pozytywny, no i słucha genialnej muzyki :D Martwi przyjaciele, hehehe :3 No ale Kaspian (ej, przepraszam, ja niechcący nazwałam tak bohatera w moim opowiadaniu, to nie plagiat, ale przepraszam, bo jednak mi trochę głupio. To znaczy mój to Kasian)... pewnie tylko na razie jest taki sztywny, nie? Mam nadzieję, że znakiem na to jest to, że kiwał sobie łebkiem przy muzyce. Hm... ciekawe,gdzie ją teraz będzie prowadził. A, i po cholerę doktorkowi glan? xDDDD
Skoro wkrótce będziesz nadrabiała blogi, to zapraszam do siebie na atyohi-rmoje, gdzie niedawno dodałam nowy odcinek. Czekam na nexta i pozdrawiam! :D
Przyznam że mi się niesamowicie spodobało to opowiadanie :) Masz kolejną wierną czytelniczkę. Czekam na kolejne tak świetne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńale świetne *.*
OdpowiedzUsuńobserwuję!
Powinnam się od Ciebie uczyć, świetnie piszesz!
OdpowiedzUsuńOby tak dalej, obserwuję :)
Rishowata.blogspot.com
Niesamoooooowite. :D Skąd Ty bierzesz takie pomysły, hm? (:
OdpowiedzUsuńHaha, świetny jest ten facet od trupów. Ciekawa z niego postać, trochę dziwaczna, ale naprawdę fajna. c: Ten słoik i rozwalony glan... Huh, już nie mogę doczekać się kontynuacji.
Wybacz, że dziś taki krótki komentarz, ale nie mam siły na nic dłuższego... Zmęczenie. :c Czekam na dalsze części! <3
Szczerze mówiąc, aż się zdziwiłam. Wszędzie wynajduję jakieś błędy, a tu nic! Nie wiem czy to dlatego, że ich nie ma, czy dlatego, że byłam zbyt skupiona na samych wydarzeniach :) Świetnie piszesz,a ja z miejsca polubiłam tego patologa :3 obserwuję i pozdrawiam worldofsecretstories.blogspot.com
OdpowiedzUsuń